-Rose! - krzyknął gdy zobaczył, że płaczę. - Co się stało?
-On...poszedł s-szukać, mamy. - powiedziałam, połykając łzy. Tata usłyszawszy to, popędził biegiem do lasu. Myślał bowiem, że tak uciekła Johanna (moja mama). Poczułam do siebie wstyd. Ja tutaj marnuje czas, płacząc, a inni bronią mojej mamy, pomyślałam. Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam za tatą. Biegłam ile sił w mięśniach i mój wzrok spostrzegł coś nadzwyczaj pięknego i dziwnego...
Nigdy tego wilka nie widziałam, ale z pewnością, nie chciał nam przynieść dobrej nowiny. Po chwili wylądował na ziemi i podszedł do mnie ze smutną miną.
-Kim jesteś? - spytałam.
-I tak nie zrozumiesz...Twojej rodzinie, nie watasze tylko rodzinie, czyli Johannie, Bastionowi i Matrixowi, zostało tylko dziesięć minut. - wyszeptał.
-To znaczy? - spytałam przerażona.
-Znam Ekwadora i wiem na co go stać. Matrixa może sobie odpuści ale Johanne i Bastiona na pewno nie. Ratuj ich bo inaczej stracisz rodzinę. - wyjaśnił.
-Ale jak? Co mam zrobić?! CO?! - krzyczałam spanikowana.
-Musisz się z nim zmierzyć... - powiedział.
-Nie, Nie! Pomóż mi! - prosiłam go, bo wiedziałam, że przegram z Ekwadorem.
-Nie mogę. - podszedł do mnie i dotknął łapą mojego policzka. - Jednak podpowiem ci co nie co. Musisz po prostu się poddać.
-Co?! - spytałam z niedowierzaniem.
-Uwierz mi. - puścił mi perskie oko i odleciał.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz