Przestałem się zastanawiać, dlaczego to ja zostałem następcą Bety. Pogodziłem się z tym. Coraz częściej przebywałem w towarzystwie Alice. Była nawet sympatyczna. Pewnego razu podczas polowania natknąłem się na Rose, która siedziała sama pod drzewem. Podszedłem do niej powoli i usiadłem koło niej.
-Co tak sama siedzisz?-spytałem.
-Myślę, o moim nieszczęściu.-wyszeptała i nagle z jej oczu zaczęły spływać szkarłatne łzy.
-Rose!-krzyknąłem jak nigdy. Ona się nie poruszyła się nawet o milimetr.
-Auuu!-zawyła po wilczemu. Łzy spływały jej obficie.
-Rose...-wyszeptałem. Oczy jej zmieniły kolor na ciemnoczerwony.
-Nigdy mnie nie zrozumiesz.-powiedziawszy to pobiegła gdzieś, gdzie nawet nigdy ja nie byłem. Zacząłem się o nią naprawdę martwić.
<Rose?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz